sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 6

Rozdział 6

Leśna rezydencja”







     -Daleko jeszcze?- mruknęła niezbyt zadowolona Lucy. Nogi bolały ją niemiłosiernie a na policzkach i ramionach miała kilka zadrapań. Przywołałaby Hronologium, jednak na prośbę Kathleen, nie zrobiła tego. Kruczowłosa westchnęła wskazując na nieduży, żółtobrązowy punkcik w oddali.
-To tam. Radziłabym przygotować się wam na walkę. Kei nie jest osobą, która poszłaby na ugodę.- odparła, a mina nagle jej zmarkotniała. O ile przed chwilą wyglądała na pozornie zrelaksowaną, teraz jej twarz wyrażała skupienie. Za to Natsu wyraźnie się ucieszył, jednak ucichł widząc ostre spojrzenie oczu Erzy. Lizz i Carla siedziały na głowach swoich właścicielek, wymieniając między sobą szeptem kilka zdań. Nagle Kath słysząc głośny świt wiatru uskoczyła w bok, łapiąc lecący w jej stronę ostry przedmiot.
-Sztylet?- szepnęła Erza rozglądając się we wszystkie strony.
-Zaczyna się..- odparła cicho Kath, stając w rozkroku. Złączyła dłonie jak do modlitwy i wypowiedziała kilka niezrozumiałych słów. W jej rękach pojawił się drewniany łuk i strzały. Naciągnęła cięciwę celując w poruszający się między gałęziami cień. Puściła ją a strzała z niesamowitą szybkością pomknęła w stronę celu. Chybiła, jednak osobnik wyszedł z ukrycia.
Po posturze wywnioskowali, że jest to mężczyzna. Był ubrany na czarno. Prawie każdy milimetr jego ciała przykryty był przez ciemny materiał, nawet twarz ukryta zza chustą. Spod ciemnej grzywki łypały na nich złowrogo zielone oczy. Wyglądał niczym skrytobójca.
-Coś mi tu nie pasuje..-wymamrotała Wendy. Erza jej przytaknęła, łapiąc rwącego się do walki różowowłosego za szalik.
-Tylko jeden?- wybełkotała zdziwiona Lucy, mierząc postać wzrokiem.
-Możliwe, że to pułapka...- Przerwała Kathleen, wychodząc krok do przodu.- Dlaczego nas nie atakujesz?- powiedziała już głośniej.
-Mam dla was wiadomość od panicza Kei'a. - przemówił, nieprzyjemnym dla ucha, mocnym głosem.- Jeżeli się nie pośpieszycie, wasza przyjaciółce może się coś nieprzyjemnego stać. Macie 2 godziny. Jeśli do tego czasu znajdziecie panicza Kei'a w rezydencji, będziecie mogli ją zabrać z powrotem, jeśli nie. Zostaje z nami.
Natsu chciał coś powiedzieć, jednak ten zniknął zniknął w kłębach szarego dymu.



     -Wróciłem!- wrzasnął Gray otwierając drzwi kopniakiem. Nie przywitały go, tak jak się spodziewał, wesołe krzyki towarzyszy. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, przerywana poszeptywaniem poszczególnych osób i nuceniem Miry. Podszedł do baru i usiadł na wysokim krześle kładąc plecak obok siebie.
-Och, witaj z powrotem, Gray.- odparła Mira, uśmiechając się tak jak zwykle.
-Co im?- zapytał, wskazując na wyjątkowo spokojnych członków gildii.- A gdzie ten płomyczek i reszta?
-Um, tak jakby na misji..
-Tak jakby?- Mira machnęła dłonią.-Nieważne. Wiele się zdarzyło pod twoją nieobecność.
-Na przykład?
-Dołączyły do nas dwie dziewczyny. Wodna Smocza Zabójczyni i wnuczka Mavis.- chłopak zagwizdał.
-Co związku z tym? Chyba nie dlatego siedzą tak cicho..
-No nie, ale nie o tym chciałam z tobą porozmawiać.- ciemnowłosy uniósł brwi.
-Mogę zadać Ci osobiste pytanie?- skinął powoli głową, nachylając się do niej.
-Miałeś może jakichś innych członków rodziny, prócz rodziców? Może kuzynkę?- zamyślił się na chwilę, drapiąc się po głowie.
-A jeśli nawet miałem, to co?
-Nie, nic. To z czystej ciekawości. Po prostu tak nagle postanowiłeś wyjechać do swojej rodzinnej wioski.- odparła stukając opuszkami palców o blat.
- To nie ma nic z tym wspólnego. Chciałem po prostu zobaczyć, czy coś się zmieniło.- wydukał w końcu, odwracając się do niej plecami.


     -Czy to, aby dobry pomysł byśmy szły tam same?- jęknęła Wendy, kurczowo ściskając ramie Kathleen. Nastolatka wzruszyła ramionami.
-Nie mamy większego wyboru. Kei wiedział, że nie przyjdę sama, ale żeby od razu zastawić drogę jakimiś typkami. Nudziło mu się czy co?- Wendy zaśmiała się cichutko.
-Leen, patrz!- pisnęła wyciągając rękę przed siebie. Zza zarośli ujawniał się ogromna willa. Dach wyłożony hebanowymi dachówkami kontrastował się z śnieżnobiałym tynkiem i obramowaniami okien.
-Łał.- wydusiła granatowłosa. Kathleen nie była tym jakoś specjalnie zszokowana. Nieraz widziała takie okazałe posiadłości. Wiele lat podróżowała i zwiedziła dużo niesamowitych miejsc. To, nie robiło na niej większego wrażenia.

-Chodźmy, później się pozachwycasz.- dwunastolatka wydęła policzki, jednak pobiegła za przyjaciółką. W końcu też martwiła się o Gabrielle, nawet jeśli znała ją tylko kilka dni.


Nawet jeśli dzisiejsza notka jest odrobinę dłiższa od poprzedniej, to i tak krutka =_= Po prostu wiem w jakim momęcie chcę zakończyć i samo tak wychodzi. Mam przeczucie, że moje opisy walk się wam nie spodobają.
Dedykacja: Dla moich kochanych dziewczynek: Zuzi i Dark Happy ^^ Dziękuję za nasze konwersacje nie mające głębszego sensu;). Amek was pozdrawia :)
I jak wyszło?