środa, 29 maja 2013

Rozdział 5

.... Krótki i do chrzanu =_= Serio! Jestem sobą zawiedziona!


Rozdział 5

„Skaczemy!"


     -Głupek, idiota, debil...-czarnowłosa mruczała pod nosem obelgi, idąc szybkim krokiem w stronę dworca. Tuż za nią podążała reszta towarzystwa. Nikt nie śmiał się odezwać, nawet Dragneel był dziwnie spokojny. Na ich twarzach malowała się nie o tyle troska, co zdziwienie. Uważali Kathleen za osobę opanowaną, która najpierw myślała, później robiła, jednak w tej chwili widać było jak bardzo jest zbulwersowana.
-Hej, Leen...-zaczęła Wendy doganiając przyjaciółkę i dorównując jej tempem.-Nie uważasz, że powinniśmy się jakoś przygotować?
-Nie- odparła natychmiast. Skierowała wzrok na przyjaciółkę.-Wiem na co się piszę, nie musisz się martwić.
Granatowowłosa skinęła niepewnie głową.
-Powiedz, Kathleen, wiesz kim jest ten cały Kei?- zapytała Erza przyśpieszając kroku.
-Tak, to przyjaciel z dzieciństwa Gabi, ich rodzice stworzyli jakąś spółkę, czy coś takiego. Później wszystko się skomplikowało a Gabi trafiła do sierocińca. Ja sama spotkałam go kilka razy, nawet byłam u niego w domu. Trochę dziwny typ...-przerwała monolog i gwałtownie się zatrzymała.
-Jeśli nie chcecie, nie musicie ze mną iść. Ja...poradzę sobie sama. Nie ma powodu, byście się narażali..- z każdym kolejnym słowem, jej głos stawał się coraz cichszy. Stała do nich tyłem, więc nie mogli zobaczyć jej bladej twarzy. Nagle Erza poderwała się z miejsca, podeszła do niej i chwytając za ramiona odwróciła w swoją stronę, wymierzając jej siarczysty cios w policzek. Nastolatka zachwiała się i upadła na ziemię. Trzy exceed'y podleciały do niej. Dotknęła piekącego miejsca, jednak nic nie powiedziała. Nie rozpłakała się, nie krzyknęła. Jej twarz również nie wyrażała żadnych odczuć. Z pomocą Natsu, wstała i uśmiechnęła się.
-Chyba mi się należało.- powiedziała wesoło, rozmasowując bolący policzek. Schyliła się nisko przed Erzą- Przepraszam, że Cie zdenerwowałam, Erza-san.
Byli zszokowani. Nie tylko wybuchem Erzy. Dobrze wiedzieli, że łatwo było ją zdenerwować i była odrobinę wybuchowa, jednak nie spodziewali się, że może udeżyć Kathleen. A zachowanie czternastolatki? Szkarłatnowłosa uniosła lekko dłoń. Jej usta drgały. Chciała coś powiedzieć, jednak łamiący się głos odmawiał jej posłuszeństwa. W końcu Lucy dotknęła ramienia Tytani a do Kath podeszła zmartwiona Wendy.
-Bardzo boli?- kruczowłosa zaprzeczyła machając ręką.
-Nic się nie stało. Może chodźmy już, dobrze? Musimy kupić bilety.- słysząc to, różowowłosy wrzasnął, jednak nim zdążył się ruszyć Erza chwyciła go za kołnierz i pociągnęła za sobą.



     Było jej słabo. Głowa bolała niemiłosiernie a powieki stały się potwornie ciężkie.
-Nie mogę zasnąć...- przemknęło jej przez głowę.-Gabrielle weź się w garść.
Siedzący naprzeciw niej Kei wstał i pochylił nad nią.
-Zmęczona?-bardziej stwierdził niż zapytał, uśmiechając się przy tym wrednie.
-O co mu chodzi?-pomyślała marszcząc brwi.-Przed chwilą był miły a teraz znowu postanowił być „geniuszem zła”? Nie ogarniam go.
-Jesteś chory.- wymamrotała.
-Wiem.- odpowiedział kiwając przy tym głową, zupełnie tak jakby zgadzał się sam ze sobą. Jęknęła w duchu. Kanapa nagle stała się niesłychanie miękka i wygodna. Przymknęła oczy i oparła się o poduszki. Po chwili wszystko wokół stało się czarne. Stała na granicy jawy i snu. Nie może! Nie! Pewnie dosypał jej jakiegoś ziela do herbaty. Skubany!

     Kathleen siedziała między Lucy a Wendy opierając głowę o kolana tej drugiej.
-Jesteś pewna, że nie powinnam rzucić na Ciebie Troi?
-Nie, jest w porządku. Wzięłam tabletki, więc powinno być okej.-stwierdziła. Spojrzała na leżącego naprzeciw niej Smoczego Zabójcę. Spał. Temu to dobrze. Westchnęła i podniosła się. Krajobraz za oknem powoli się zmieniał. Niedawno minione polany i pastwiska zastąpiła dzicz. Dosłownie.
-Zaraz wysiadamy.-oznajmiła, przeciągając się. Lucy uniosła brwi.
-W lesie?
-Tak ,tak, w lesie. Jego dom znajduje się w lesie.
-Ale pociąg... Jest tu jakiś przystanek lub dworzec?
-Tak jakby.-mruknęła. Otwarła okno na oścież i wyszczerzyła się.-Skaczemy!

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 4

Dziękuję! Podbudowałyście moją i tak już niską samoocenę;) Ten rozdział wydaje mi się taki, dziwny . Eh, nieważne. Przepraszam! Przepraszam! Ekhem, nie przeciągając dłużej zapraszam na rozdział czekam na wasze opinie(tak, ja zawsze mam nadzieje;)).

Rozdział 4

„Pieczęć Absolut. Dziecko-Wyrocznia”



     Obudziła się w ciemnym, wilgotnym, cuchnącym potem i stęchlizną pomieszczeniu. Po omszonych, krzywych ścianach spływały stróżki wody co mogłoby wskazywać na to, że znajduje się w jakichś lochach,czy jaskini, gdzieś pod ziemią.
Podniosła się do pozycji siedzącej. Ból w czaszce dawał o sobie znać. Uniosła dłoń do skroni, a pod palcami poczuła sztywny materiał. Odetchnęła z ulgą. Przynajmniej tyle. Ostrożnie wstała i podeszła do zardzewiałych, niestabilnych krat.
-Gdybym je przepiłowała, to prawdopodobnie by puściły.-pomyślała, przeszukując kieszenie. O dziwo nie miała niczego przy sobie, nawet scyzoryka, który zawsze nosi ze sobą. Wysadzić też ich nie mogła. Po pierwsze narobiłoby to niezłego rumoru, a po drugie była lekko osłabiona. Zrezygnowana wróciła na swoje miejsce chowając głowę między kolana. Była bezradna. Mogła jedynie czekać na pomoc z zewnątrz. Przecież Kathleen nie zostawiła by jej w takiej sytuacji, prawda?
     Nie była pewna ile dokładnie minęło czasu. Może po jakiejś godzinie, usłyszała odgłosy odbijających się echem kroków i głośne skrzypnięcie. W półmroku zobaczyła postać wysokiego młodzieńca o prawdopodobnie czerwonych włosach i ciemnym niebezpiecznym spojrzeniu. Pochylił się nad nią i co ją zaskoczyło- uśmiechnął się przyjaźnie.
-Witaj Gabrielle Lynn, pamiętasz mnie jeszcze?- białowłosa zdusiła w sobie krzyk a jej krwiste oczy dwukrotnie się poszerzyły.
-Ty jesteś...Kei.




     Tego dnia w gildii było nadzwyczaj spokojnie. Zero latających krzeseł, butelek po alkoholu czy bójek. Za barem jak zawsze stała uśmiechająca się szeroko Mirajane, tuż obok tablicy z zleceniami Levi wykłócała się o coś z Gajeel'em a jeszcze trzeźwa Cana siedziała pod ścianą popijając butelkę jakiegoś taniego wina. Reszta gdzieś wyparowała. Kathleen też postanowiła nie siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu i wybrała się na spacer. Chciała odwiedzić Gabrielle, jednak nie było jej w domu. Ostatnio nie miała czasu się z nią widzieć. Przyłączenie się do Fairy Tail, przeprowadzka, spotkanie Wendy. Mogłoby się wydawać, że wszystko układa się wręcz idealnie i nic nie mogło zmącić jej radości. No prawie nic. Niestety Lizz musiała jej o czymś przypomnieć. Najważniejszy powód przystąpienia do Fairy Tail. Właśnie- brat. Była przekonana, ze rozpozna go na miejscu. Nic bardziej mylnego! Potrząsnęła głową i nie myśląc już o tym weszła do pobliskiego sklepiku.




     Gabrielle zmarszczyła brwi, jednak nic nie powiedziała.
-Koleś jest chory.- pomyślała kręcąc z politowaniem głową. Najpierw przetrzymuje ją w jakimś ciemnym pomieszczeniu a później zaprasza na herbatkę i ciasteczka, zostawiając z tą samą osobą, która ją zaatakowała, jak się szybko domyśliła.
-Więc..- z zamyślenia wyrwał ją głos blondynki. Miała dość specyficzną urodę- lekko opalona karnacja, jasne, niedługie kosmyki i coś co naprawdę zdziwiło Gabrielle, prawie białe- można by rzec prawie niedowidzące oczy. I na początku tak myślała, jednak szybko przekonała się, że tak nie jest. Ostatnio bardzo łatwo ją podeszła i zaatakowała a jak zdążyła zauważyła, poruszała się płynnie i zgrabnie.
-Znasz Kei'a?
-Tak, niestety.- mruknęła, krzywiąc się na samo wspomnienie. Szybko wyrzuciła smutny obrazy ze swojej głowy i zapytała:
-A ty, skąd się znacie?
-Uratował mi życie.- powiedziała, leciutko się uśmiechając.
-Coś mi tu nie pasuje.-pomyślała, zaciskając palce na kolanach.-Kei na pewno nie zrobiłby czego bezinteresownie.
-Uh, powiedz mi...Um, jak się nazywasz.
-Viana.
-Viano, może Kei prosił Cię o jakąś przysługę.
-Nie.-odpowiedziała szybko.
-Aha..- szepnęła, nieprzekonana. Coś było na rzeczy. Viana z pewnością kłamała. Prosił ją o to? Skoro były same to mogła ją o kilka rzeczy wypytać. Zaczerpnęła powietrza.
-Jesteś magiem? Może należysz do jakiejś gildii?
-Tak, jestem magiem. Nigdy nie przyłączyłam się do żadnej gildii. Razem z rodzicami dużo podróżowaliśmy, więc nie bardzo mi się opłaciło.
-Też racja.- powiedziała Gabrie, uśmiechając się. Viana odwzajemniła gest. Blondynka chciała coś powiedzieć, jednak do pokoju wszedł Kei.
-Przepraszam, że czekałyście.
-Tsa, nie było cię pół godziny. Dłużej się nie dało?- burknęła białowłosa krzyżując ręce. Zaśmiał się.
-Nic się nie zmieniłaś, wiesz?
-Przymknij się. Lepiej mów o co ci chodzi.- machnęła dłonią w jego stronę. Vianę zdziwiło, że nagle nastawienie jej rozmówczyni tak diametralnie się zmieniło. Chyba naprawdę go nie lubiła.
-Tak.-odchrząknął.-Gabrie, pamiętasz może działająca kiedyś organizację „Zero”?
-Nie nazywaj mnie Gabrie, i tak pamiętam. Chcieli dobrać się do pieczęci „Absolut”.- nagle poderwała się z miejsca i uderzyła twardo dłońmi o blat.-Ty chyba nie..
-Dokładnie.- wyminęła stół i złapała go za kołnierz białej koszuli.
-Zwariowałeś!?- wrzasnęła.- To COŚ może nas zabić!
-Nie jeśli jest pod kontrolą. No i mamy jeszcze Vianę.- odwróciła się w stronę nastolatki, i nagle ją olśniło.
-Jesteś...Dzieckiem-Wyrocznią?-białooka skinęła głową. Gabrielle upadła na posadzkę.
-Kathleen, zabierz mnie z tond.- powiedziała na głos nie zwracając już na nic uwagi. Kei przykucnął obok niej i uszczypnął w policzek.
-To bardzo możliwe.
-Po co wszystko mi to mówisz?
-Bo jesteś mi potrzebna. Twoja przyjaciółka, również.
-Nienawidzę Cię.
-Wiem- pokiwał głową śmiejąc się głupkowato.
-Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji, prawda?



     Było już późno i była okropnie zmęczona. Ziewnęła i przeciągnęła się. Miała się jeszcze spotkać z Wendy w gildii. Chciała z nią porozmawiać. Pchnęła drzwi i żwawym krokiem weszła do budynku. Jej przyjaciółka wraz z Lucy, Erzą oraz Natsu siedziała przy barze i rozmawiała z Mirą. Podeszła tam i klepnęła ciemnowłosą w ramię.
-Hejka!-wrzasnęła jej do ucha. Wendy odwróciła się. Wyglądała na lekko zmartwioną. Reszta też była jakaś przygaszona.-Coś się stało?
Mirajane wyciągnęła z kieszeni jakąś wymięta kartkę i podała Kathleen. Dziewczyna prześledziła wzrokiem tekst. Z każdym kolejnym słowem jej źrenice zwężały się.
-Niemożliwe.- szepnęła. Pędem, zerwała się w stronę wyjścia, ignorując nawołujące ją głosy.

Bym zapomniała! Pewnie zastanawiacie się gdzie wcięło Gray'a? Za jeden lub dwa rozdziały już się pojawi^^
A więc słucham..

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 3

Hejka, tu wasza niewyspana Ruby xD Męczyłam wczoraj klawiaturę do 23 xPP . Rozdział chyba tragicznie mi wyszedł, rozpłaczę się ;( Dzisaj  rozdział dedykuję wam wszystkim.Gdy czytam wasze komentarze to na moich ustach pojawia się wielki banan ;) Heh, nie przedłużam i zapraszam!



Rozdział 3
To długa historia..”



     Kathleen podniosła się i wypuściła powietrze z ust, uśmiechając się pod nosem. Była zadowolona z wyników swojej pracy. Na gołych, białych ścianach zawisły plakaty, śliczne, kolorowe obrazki oraz kilka fotografii oprawionych w ramki. Zaszewki pościeli, które kupiła razem z siostrzyczką Juvią były różowe, skropione drobnymi drobnymi stokrotkami. Tuż przy poduszce siedział sobie spokojnie biały miś trzymający w łapkach czerwone serce. Na podłodze wyłożonej jasnymi panelami leżał spory puchowy dywan. Drzwi do łazienki przyozdobiła dużymi nalepkami.
Pusty już plecak wcisnęła pod łóżko i wyszła z pokoju. Lizz poleciała za nią i przysiadła się na jej ramieniu.
-Gdzie idziemy?- nastolatka wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Rozejrzeć się.
-A jeśli spotkamy Wendy?- przystanęła odwracając głowę w stronę przyjaciółki. W jej oczach coś błysnęło. Zagryzła wargi przytulając do siebie Lizz.
-Nie mam pojęcia.- wymamrotała po chwili.-Co mam zrobić? A jeśli mnie nie pamięta? Albo nie chce mnie znać?
Exceed westchnął mocniej wtulając się w pierś towarzyszki.
-Ja też się boję. Minęło tyle czasu, ale musisz temu podołać. Nie wiemy co czuje Wendy. Może tęskniła za tobą, tak jak ty za nią?-Kathleen otarła łzę, która spłynęła jej po policzku a na usta znów wstąpił znajomy uśmiech.
-Masz rację. Dziękuję, Lizz.



     Blondynka siedziała w fotelu, naprzeciw czerwonowłosego chłopaka tępo wpatrując się w filiżankę. Nie była do końca pewna, co się dokładnie stało, ale On uratował jej życie. Uniosła głowę i westchnęła.
-To wszystko?-zapytała ochrypłym głosem. Odchrząknęła.
-Dokładnie. Zgadzasz się?- ściągnęła brwi. Czy powinna mu zaufać. W końcu, gdyby nie on, najpewniej wąchałaby teraz kwiatki od spodu.
-Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam. Mam wstąpić do twojej organizacji, tak?
-Owszem, i użyczyć mi swoich umiejętności.
-Daj mi dzień.- odparła w końcu, wstając.- Odpowiem Ci jutro.






     -Jednak nie dam rady.- pisnęła chowając się za ścianą, od czasu do czasu wyglądając zza niej. Lizz tylko pokręciła główką a jej uszy oklapły.
-Kathie...-szepnęła.
-Och, Kath-chan, tutaj się schowałaś.-Levi popchnęła ją w przód z wielkim uśmiechem na ustach.-Wiesz, Wendy bardzo chce Cię poznać. Jesteście prawie rówieśniczkami, więc na pewno się polubicie.- ciemnowłosa rzuciła spanikowane spojrzenie w stronę Lizz. Mały kot widocznie się martwił. Kathleen przełknęła ślinę i głośno zaczerpnęła powietrza.
-O, Kath, Levi-chan!-Lucy pomachała do dziewczyn. Wendy siedziała tyłem do nich. Po chwili wstała i odwróciła się.
-Jestem Wendy, miło mi Cię poz..-przerwała. Jej usta zadrżały a duże brązowe oczy stały się jeszcze większe. Stała w bezruchu. Kathleen sztywno się uśmiechnęła i lekko pomachała ręką.
-D-Dawno się nie widziałyśmy, Wendy.- głos dziewczyny się załamał i drżał, zupełnie tak jakby powstrzymywała płacz. Brązowooka zrobiła krok do przodu z wyciągnięta przed siebie ręką. Dotknęła bladego policzka nastolatki. Po chwili widoczność Kath zasłoniły długie granatowe kosmyki.
-Leen, Leen. To naprawdę Ty.- pisnęła nie powstrzymując łez ciurkiem spływających po jej drobnej twarzy. Czternastolatka odwzajemniła uścisk chowając twarz w zgięciu szyi Wendy. Również płakała, głośno łkając. Reszta dziewczyn znajdujących się w pomieszczeniu obserwowała tą scenę w ciszy.
-Przepraszam.-odparła w końcu Kathleen. Granatowowłosa odsunęła się od niej lekko unosząc brwi.
-Leen, za co ty mnie przepraszasz?- roześmiała się mocniej ściskając dłoń przyjaciółki.
-Nie wiem, po prostu przepraszam.
-Głu~ptas.- mruknęła Wendy uderzając palcem w czoło Leen.
-Znacie się?-zapytała w końcu zaskoczona Lucy. Erza uśmiechała się pod nosem a Juvia pocierała mokre policzki. Jedynie Levi uśmiechała się tak jak zawsze. Wendy i Kathleen spojrzały na siebie i wybuchły gromkim śmiechem.
-To długa historia.- powiedziały równo nadal chichocząc. Lizz także była szczęśliwa i razem z Carlą przypatrywały się swoim właścicielką.



     Białowłosa wędrowała powoli uliczkami Magnolii. Nie miała nic lepszego do roboty a wypadałoby rozejrzeć się po mieście, w którym prawdopodobnie spędzi kilka najbliższych lat.
Było to bardzo urokliwe i przyjemne miasteczko pełne kwiatów, które tak kochała. Podobały się jej również malutkie, kolorowe sklepiki, domki i kamienice. Zaczerpnęła powietrza i okręciła się wokół własnej osi. Nagle poczuła silne szarpnięcie i mocne uderzenie ciężkim przedmiotem w głowę. Zatoczyła się i upadła na ziemię. Obraz się jej zamazała po chwili stał się całkiem czarny. Ostatnie co mogła dostrzec to krótkie blond włosy. 

Co myślicie?

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 2

Tak, nudzi mi się xD Wracam z kościoła i sobie myślę "Kurcze, Julka co ty dzisiaj będziesz robić?" Wszystkiego się "naumiałam" wczoraj a dostałam nagły zastrzyk weny i ta dam~~ Dzisiejsza notka z dedykacją dla Allegry ;) Dziękuję za wsparcie. Ekhem, nie przeciągając zapraszam na rozdział.


Rozdział 2

Sukienka obryzgana krwią”


Kathleen niecierpliwie tupała nogą przeglądając tablicę ogłoszeń. Gabrielle już dawno znalazła lokum dla siebie i najpewniej była teraz w gildii. Pozwoliła swojej przyjaciółce zostawić u siebie rzeczy i skorzystać z łazienki. Zaproponowała nawet by wynajęła mieszkanie obok, jednak Kath nie zgodziła się. Chciała się usamodzielnić a prawdopodobnie z białowłosą za ścianą nie było by to możliwe. Latająca nad jej głową Lizz spoglądała zmartwiona na partnerkę. W końcu przysiadła na jej głowie.
-Hej, może pójdziemy już, co? Obiecywałyśmy wrócić po południu.- nastolatka skinęła głową i ruszyła wzdłuż ulicy.
-Lizz, i co ja mam teraz zrobić?- jęknęła szarpiąc swoje włosy, jednak widząc swoje odbicie w pobliskiej szybie zaprzestała tego poprawiając seledynowe wstążki. Przygładziła prostą zieloną sukienkę i podciągnęła ciemne nad kolanówki.
   Z budynku wydobywały się dziwne dźwięki, coś na rodzaj tłuczonego szkła i łamiącego się drewna. Kathleen otwarła drzwi, ale szybko je zamknęła by nie oberwać szklanką w twarz.
-C-co to było.- zająknęła się odwracając w stronę towarzyszki. Lizz była tak samo zaskoczona. Przełykając ślinę jeszcze raz nacisnęła klamkę i rzuciła się w stronę baru unikając przy okazji lecącego w jej stronę krzesła. Nie spodziewała się, że sławna gildia Fairy Tail, będzie wyglądać..właśnie tak. Połamane stoły i krzesła, potłuczone szklanki i talerze oraz tłum ludzi najwyraźniej walczący ze sobą, chociaż tego nie była pewna.
-Ano, Mira-san.
-Och, witaj z powrotem.-odparła z szerokim uśmiechem Mirajane, wyciągając z kantorku kilka pudeł. Smocza Zabójczyni odwzajemniła gest i przysiadła się na jednym z ocalałych krzeseł.
-Jak poszukiwanie mieszkania?- mina nastolatki zrzedła. Oparła czoło o zimy blat i wymamrotała kilka niezrozumiałych słów.
-Rozumiem.- mruknęła Mira przykładając palec do brody i unosząc spojrzenie w górę. Po chwili klasnęła w dłonie.
-A może zamieszkasz na Wróżkowych Wzgórzach? To żeński akademik dla członkiń naszej gildii. Wynajem pokoju kosztuje 100,000 kryształów. Hm, co ty na to?- dziewczyna natychmiast ożywiła się i złapała Mirę za rękę.
-Serio? Mogłabym?
-Oczywiście, ja sama tam mieszkam. Opiekunką jest Erza, porozmawiamy z nią jeśli chcesz.- ciemnowłosa pisnęła wieszając się barmance na szyi.
-Erza Scarlet- Tytania? Jejku!- krzyknęła podekscytowana. Momentalnie oczy wszystkich skierowały się na nie. Kathleen ostrożnie zeskoczyła z mebla i szybko czmychnęła za bar.

   Czuła uderzające ciepło dochodzące z każdej strony. Gorączkowo rozglądała się za wyjściem z płonącego budynku. Niegdyś śnieżnobiała letnia sukienka, teraz była naderwana i przybrudzona krwią. Zupełnie jak długie lekko nadpalone blond włosy. Z jej jasnych oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Zacisnęła pięści i upadła na kolana. Coraz ciężej łapała oddech. Musiała zasłonić dłonią twarz.
-To koniec.- pomyślała zrezygnowana. Nagle poczuła silne szarpnięcie. Ktoś chwycił ją w zgięciu łokcia i pociągnął w górę. Przez otaczający ich dym nie mogła dojrzeć jego twarzy, jednak wyraźnie słyszała jego głos.
-Choć ze mną.

 Jak się okazało, wszyscy członkowie gildii- bez wyjątku, powitali ją bardzo ciepło. Co prawda nie umiała nigdzie znaleźć Gabrielle, aczkolwiek miło spędziła czas z Lucy, Levi, Juvią i Erzą, która tak jak się spodziewała była bardzo miła, mimo, że czasem ją przerażała.
-Ej, mała!- krzyknął różowowłosy wymierzając w nią oskarżycielsko palec.-To prawda, że jesteś Wodną Smoczą Zabójczynią?
Kathleen skinęła powoli głową. On zaśmiał się i złapał ją za ramię.
-Walcz ze mną!- Erza westchnęła, wstała i uderzyła Natsu pięścią w żołądek. Chłopak uderzył o ścianę, zatoczył się i padł jak długi na podłogę. Tytania niewzruszona otrzepała spódniczkę i jakby nigdy nic wróciła na swoje miejsce wdając się w rozmowę z blondynką.
-Widział, ktoś Wendy?- zapytała Lucy. Słysząc to imię Kath zakrztusiła się sokiem, który właśnie piła. Levi poklepała ją po plecach i poklepała po głowie.
-W porządku?- dziewczyna przytaknęła posyłając jej blady uśmiech.
-Tak, dziękuję.
********************************************************
I jak?~~

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 1


Rozdział 1

„Witajcie w Fairy Tail”





W pozłacanych łuskach smoczycy pogrywały ciepłe promienie słoneczne, oślepiając stojącą nieopodal dziewczynę. Dyszała ciężko podpierając się rękoma o kolana.
-Seraphino..-wymamrotała między wdechami.-Ja nie dam rady.
-Spróbuj jeszcze raz.- odparła, odwracając pysk w stronę morza. Siedząca obok pięciolatka zaklaskała w dłonie wesoło się uśmiechając.
-Postaraj się!- krzyknęła machając do starszej koleżanki.
-Dobrze.- westchnęła w końcu i stanęła prosto. Nabrała tyle powietrza ile tylko mogła i wrzasnęła:-Ryk Morskiego Smoka.
Z jej ust wydobył się ogromny wodny wir, powalający po drodze kilka drzew. Przyłożyła dłoń do ust i stanęła jak wryta przypatrując się "szkodom" jakie wyrządziła, dużymi, niczym spodki oczyma.
-Udało mi się.- pisnęła podbiegając do Seraphiny. Smoczyca skinęła z aprobatą wielkim łbem i machnęła ogonem.
-Jestem z ciebie dumna, Kathleen.- siedmiolatka zaśmiała się i zrobiła piruet.-Widziałaś to, Wendy?





-Hej, Kath!
-Co? Gabi?- z letargu wyrwał ją głos białowłosej przyjaciółki. Pochylała się nad nią marszcząc brwi.
-No co?- powtórzyła wstając z ławki.
-Wiem, gdzie znajduje się gildia..- powiedziała Gabrielle, triumfalnie unosząc pięść w górę.
-Och, serio?
-Yhm, to tam.- odparła wykonując nieokreślony ruch ręką.
-A, aha?- mruknęła. Zajrzała do plecaka i poklepała znajdującego się tam małego exceed'a po główce.-Lizz, idziemy.
Koto podobne stworzonko wyleciało ze swojego lokum i usiadło na ramieniu właścicielki.
-Już idziemy?- zapytała Lizz, drapiąc się po różowym futerku. Na prawej łapce, brzuszku i lewym uchu miała charakterystyczne białe łatki, które odróżniały ją trochę od innych przedstawicieli jej gatunków. Nastolatka skinęła głową i pobiegła za Gabrielle.
   Mimo wczesnej pory uliczki Magnolii tętniły życiem. Zjawiskowy krajobraz sprawiał, że na drobnej twarzy Kathleen pojawiał się szeroki uśmiech. Różnił się on od tego, który towarzyszył jej w rodzinnej wiosce- choć tak naprawdę nie wiele pamiętała ze swojego wczesnego dzieciństwa to wiedziała, że pochodzi z wioski leżącej na północy Fiore. Ach, no i jeszcze,że ma starszego brata. Dlatego zawędrowała tak daleko, by go odnaleźć.
   Szły stosunkowo niedługo. Po dziesięciu minutach stały przed całkiem rozległym, dwupiętrowym budynkiem. Na jego szczycie powiewał sztandar z wymalowanym znakiem gildii.
Gabrielle lekko pchnęła drzwi i wychyliła głowę a następnie weszła do środka. Kath podążyła za nią. Duże pomieszczenie połączone z barem było puste. Jedynie za ladą stała młoda kobieta wycierające kufle. Słysząc skrzypnięcie uniosła lekko głowę i posłała nowo przybyłym przyjazny uśmiech.
-Witam, mogę w czymś pomóc?-zapytała podchodząc do nastolatek. Białowłosa zrobiła krok do przodu i odwzajemniła gest.
-Tak, chciałybyśmy dołączyć do Fairy Tail.-odpowiedziała hardo, starając ignorować się ciągnącą ją za rękaw przyjaciółkę.
-To Mirajane.- pisnęła jej do ucha. Kobieta chyba to usłyszała, ponieważ zachichotała cicho i pociągnęła je w stronę stolika i usadziła  na krzesłach a sama usiadła naprzeciwko.
-To może opowiecie mi o sobie..- Gabrielle uniosła dłoń i wyszczerzyła się ukazując swój idealny zgryz.
-Ja zacznę. Nazywam się Gabrielle Lynn, 16 lat. Umiem Usypiać i Latać. Jestem prawnuczką Mavis Vermilion.- Mirajane cicho zakaszlała i wpatrywała się w Gabrielle szeroko otwartymi oczami. Kathleen  teatralnie westchnęła i mruknęła pod nosem „Zaczyna się”.
-Tej Mavis Vermilion?- podskoczyła na miejscu i złapała dłonie Gabi.-To cudownie, nie wiedziałam, że miała dzieci, a co dopiero wnuki.
Po chwili zwróciła głowę w stronę Kathleen.-A ty?
-Um, więc..Nazywam się Kathleen Rose, ale wolę, gdy mówią mi Kath, mam 14 lat.- tutaj barmanka zmarszczyła brwi a Gabrielle zaśmiała się za co oberwała w kostkę. Kathleen dobrze wiedziała, że wyglądała jak dziecko. O delikatnych rysach twarzy, niewielkim wzroście i drobnej budowie ciała, mogłoby się wydawać, że ma około 10, może 11 lat. Odchrząknęła i kontynuowała.
- Jestem Wodną Smoczą Zabójczynią a to- wskazała na swojego pupila.- Lizz.
-Jejku, kolejna Smocza Zabójczyni. Cudownie, poczekajcie tu minutkę.- pobiegła za bar , chwyciła jakiś przedmiot i wróciła do nich. Złapała Gabrielle i przycisnęła do jej skóry, jak się okazało pieczątkę. Po chwili na prawym ramieniu dziewczyny widniał czerwony, zupełnie jak jej oczy, herb gildii. Kath wstała. Mira obeszła ją i w końcu przybiła granatowy znak na obojczyku nastolatki, po lewej stronie.
-Od teraz jesteście oficjalnie członkiniami Fairy Tail, czujcie się jak u siebie w domu.- odparła Mira chowając pieczątkę w kieszeni sukienki. Lizz pociągnęła swoją towarzyszkę za kosmyk kruczych włosów zwracając na siebie uwagę.
-Kathleen, musimy poszukać mieszkania.- jak na komendę, wstała i szarpnęła koleżankę za kaptur bluzy.
-Przepraszamy, musimy się już zbierać.- Mira machnęła ręką wesoło się uśmiechając.
-Okej, ale wróćcie w porze obiadowej. Wszyscy będą chcieli was poznać.
-Dziękujemy- Kathleen ukłoniła się, jak to miała w zwyczaju i wybiegła z budynku.
-Na pewno przyjdziemy.- dodała na odchodnym Gabrielle i także zniknęła za progiem. Mirajane odwróciła się i wróciła na swoje stałe miejsce.
-I co o nich myślisz, Mistrzu?- staruszek, którego wcześniej nikt nie zauważył siedział na jednym z krzeseł tuż przy barze i przeglądał czasopismo.
-Interesujące dziewczyny. Wodna Smocza Zabójczyni i prawnuczka Mavis Vermilion. Ale ta mała, nie przypomina ci kogoś, kochana?
-Tak, bardzo.
********************************************************************************
I napisałam;) Może nie dzieje się tu zbyt wiele, ale obiecuję, że za kilka rozdziałów akcja się rozkręci. Dedykacja dla Moncii i powodzenia w nauce(piszę to już trzeci raz, ale co tam). Mam nadzieję, że jako tako się spodobało i liczę na wasze opinie!
Tymczasem Pozdrawiam~~
Wasza Ruby Phoenix
PS Wprowadziłam kilka poprawek, ponieważ dostrzegłam błędy. Treść się nie zmieniła.

piątek, 17 maja 2013

Poznajmy się!


Ekhem. Dobrze, to mój pierwszy blog i odrobinę się denerwuję. Po tytule możecie się zorientować, że historia oparta jest na mandze i anime "Fairy Tail". Opowiadnie to postaram się dociągnąć do końca. Wyczekujcie Rozdziału 1 już w najbliższym czasie;) 
Pozdrawiam~